poniedziałek, 28 listopada 2011

Przed świtem !

Kochani! ;)
Wiem, że baaardzo lubicie całą sagę Zmierzch (niezaprzeczalnie), ale jak ktoś nie oglądał w kinie lub chce obejżeć jeszcze raz to zapraszam na kilka fragmentów, które znalazłam w sieci ;)


Potrzebujesz czegoś starego.... oprócz matki ;D



Oczywiście, Bella należy do naszej rodziny.


Rozejm stracił na ważności....



Do końca życia...



No to tak... jak ktoś całego nie oglądał to proszę... link ;)

Trochę słaba jakość i długo się ładuje ale i tak efekt ekstra. ;D
Milego oglądania życzę ;*

środa, 23 listopada 2011

"Północ" - 5 część Zmierzchu, Księga Renesmee - rozdział I


Księga II






Renesmee



Prolog


Stojąca jedną nogą w świecie ludzi, a drugą w świecie mroku. Zapatrzona w
przestrzeń, idąca przed siebie. Trzymająca się wyznaczonej drogi, do czasu... 
Zmartwiona istnieniem, zmęczona życiem. Zrozpaczona przez niego... przez Ciebie. Kochająca wytrwale, nie dająca się zwyciężyć, polega.... ku miłości.

Wierzyć w cud wcale nie musiałam, bo i tak by się nie zdarzył. Z rozdroża dróg wybiegłam na polanę. Polanę pełną mroku, ale i nadziei na kochanie. Zobaczyłam Ciebie... lecz innego. Byłeś mi obcy, ale za razem taki naturalny, niewinny. Ty byłeś tym dobrym, a ja ze złem chciałam zmieszać twą dumę...



Rozdział I




Tęsknota




      Mknęłam moim srebrnym sportowym Audi, po mokrej szosie.
      Chciałam jak najszybciej opuścić dom. Uciec, od tych wspomnień. Zeszły wieczór był dla mnie koszmarem, chociaż były moje urodziny. Siedemnaste, ostatnie. Od tej pory miałam już taka pozostać na zawsze. Jakoś się tym zbytnio nie przejmowałam, żyłam chwilą.
Bolała mnie głowa i byłam strasznie senna. Mogłam zostać w domu, ale wolałam Go zobaczyć. Mój sens istnienia. Chciałam się spotkać z chęcią życia.
      Dodałam gazu. Kiedy znalazłam się na parkingu liceum im. J. L. Jonsona w Sooke. Przypomniała mi się twarz tęskniącego z nami mojego drugiego dziadka Charliego. Musieliśmy go okłamać, że mój tata znalazł propozycję pracy nie do odrzucenia w Europie (żeby nie miał pretekstu przyjeżdżać). I wszyscy razem wyjechaliśmy. Oprócz ludzkiej rodziny mojej mamy. Sooke było miasteczkiem na południu Kanady i od USA dzieliło je kilkadziesiąt kilometrów. Jacob odwiedzał nas dość często, jak na odległość Sooke od La Push.
      Otworzyłam zgrabnie drzwi od strony kierowcy i przewiesiłam sobie torbę przez ramię. Przeszłam przez parking, nie zwracając uwagi na nieskryte i irytujące spojrzenia uczniów. Na końcu korytarza dostrzegłam jasne loki Cornelii. Stała oparta o szkolne szafki, pisała sms'a. Uśmiechnęłam się na jej widok. Bez słowa stanęłam obok niej i czekałam aż pierwsza się odezwie.
 - Cześć. - Powiedziała beznamiętnie, nie spoglądając na mnie.
 -Hej, coś się stało? - moja intuicja nigdy mnie nie zawodziła, więc zapytałam.
 - Znowu to samo. - Przerwała, ale i tak wiedziałam o co jej chodzi. Bardzo dobrze się znałyśmy. Chodziło o jej chłopaka Iana. - Ciągle nie ma dla mnie czasu.
 - Może mu coś wypadło. - rzuciłam bez namysłu.
 - Cały czas mu coś wypada.
      Zobaczyłam w jej oczach szkliste łezki. Cornii nie miała już siły do swojego chłopaka. Chodzą ze sobą już ponad rok, ale w pewnym momencie Ian przestał się już tak bardzo interesować Cornelią.
 - Wiesz co? - zobaczyłam jak po jej policzkach spływają dwie łzy, niszcząc perfekcyjny makijaż – To nie ma sensu. Nie ma sensu... - Łzy zaczęły jej cieknąć ciurkiem. Widząc to nie miałam już wątpliwości, że ona go kocha. - Ness... - przerwałam jej i mocno objęłam. Było mi jej żal. Co za bydlak z tego Iana.
    I wtedy zadzwonił dzwonek. Pobiegłyśmy szybko do łazienki. Cornii cały czas płakała, a ja byłam bezradna. Większość czasu histeryzowała, szlochała mi na koszulę. Minęło nam już ponad pięć minut lekcji biologii i raczej na pewno już na nią nie pójdziemy.
 - Co On sobie wyobraża? - zaczęła.
 - Po prostu jest głupi. - pocieszałam ją – to zwykły dupek. Nie przejmuj się nim, nie jest ciebie wart.
     Oczywiście uśmiechnęła się i zaniosła płaczem. Tuliłam ją cały czas do siebie, zmartwiona naszą nieobecnością na biologi. Lubiłam biologię... i hiszpański... i chemię, i wszystkie przedmioty, które mam razem z Nim. Pragnęłam go ponownie zobaczyć. Jakaś pozaziemska energia ciągnęła mnie ku pracowni przedmiotów ścisłych.
     Muszę jakoś dostać się jeszcze na biologię.
     Spojrzałam na Cornelię i od razu wiedziałam, że zostanę tu co najmniej do końca tej lekcji.
 - Muszę się z nim spotkać. - Jak to, z kim? Byłam zamyślona i całkowicie zapomniałam, że Cornelia mówi o Ianie.
 - Tak... powinnaś z nim porozmawiać. - podtrzymywałam rozmowę, bez sensu. Nie chciałam się przyznać samej sobie do tego, że mało mnie interesuje to co mówi moja przyjaciółka. Myślałam tylko o Nim. O jego jasnych włosach i błękitnych oczach. Byłam okropna. Co ze mnie za przyjaciółka?
 - Na pewno nie chcesz iść na biologię? - usiłowałam ukoić moje pragnienie widoku Jego.
 - Chyba nam się już nie opłaca... - Była już spokojna, nie płakała, ale nadal nie mogła się pogodzić z tym, że będzie musiała zerwać z Ianem.
 - W ciszy patrzyłam jak Cornii poprawia sobie makijaż – zawsze wyglądała pięknie i nie pozwalała sobie na zaniedbanie swojego wyglądu. Cały czas była smutna, a jej mina była taka bez wyrazu.
 - Nie musisz z nim zrywać. - oznajmiłam.
  - Ale chcę.- Dodała ze zmartwieniem – Wiem, życie bez Iana będzie dla mnie trudne, ale nie mogę pozwolić się tak traktować. - zdecydowana wstała z podłogi w łazience i podała mi rękę.
 - Mądra dziewczynka. - pochwaliłam ją z uśmiechem, chociaż wiedziałam, że ta pochwała ma drugie dno...
 - Zostało nam dwadzieścia minut lekcji. - oznajmiła – raczej nie idziemy? - zapytała cicho.
 - Idziemy. - powiedziałam zdecydowana. Pracownia przyciągała mnie jak magnes.
 - Ale po co? Tylko się skompromitujemy i obrazimy „dumę” pana Fligesa. - Mówiła cichym i spokojnym głosem, jakby przed chwilą nic się nie stało. Miała strasznie zmienne nastroje.
      Cornelia patrzyła na mnie z ukosa, ale nie mogłam się powstrzymać i przemierzyłam odległość dzielącą nas od sali.
 - Ness... słuchaj nie możemy... - próbowała mnie zatrzymać ale chwyciłam już klamkę – Nessia!
     Dopięłam swego i znalazłam się w niedużej sali, pełnej zdezorientowanej młodzieży patrzącej na nas zaskoczonym wzrokiem.
     Pan Fliges spojrzał na nas lekko zdenerwowany.
     Oto teraz patrzyłam na Owena Tiessa, który z uśmiechem wpatrywał się w   wydurniającego się Dina.
     Byłam jak zahipnotyzowana. Cały świat zawirował i widziałam tylko jego. Zerknął na  mnie, a ja się uśmiechnęłam. Zabolało. Nie odpowiedział mi uśmiechem, tylko na tychmiast odwrócił wzrok.
Cornii pociągnęła mnie w stronę ławek, a ja wyciągnięta z transu nie wiedziałam co się dzieje. Zajęłam swoje stałe miejsce w pierwszym rzędzie od okna, czwarta ławka. Na piątej siedział Owen. Cornii usiadła w piątym rzędzie, w czwartej ławce, obok mnie.
       Było mi głupio, że wpadłam do tej sali jak oparzona i nie powiedziałam nawet słowa. Wszystko za mnie musiała wytłumaczyć Cornelia.
Siedząca naprzeciwko mnie Blasie, była niewzruszona, spojrzała na mnie i na Cornii spode łba i odrzuciła do tyłu swoje ciemne kręcone włosy.
         Blasie to chyba najbardziej wredna i fałszywa osoba jaką znam. Zmieniała chłopaków jak rękawiczki, teraz chodzi z Dinem, ale wiem że ten związek pociągnie może do soboty. Na początku roku była przekonana, że może mieć każdego, ale gdy się pojawił Owen, pojawił się też problem. Podrywała go chyba na wszystkie sposoby, lecz on okazał się być twardszy. Blasie udaje teraz, że jej wcale na nim nie zależy i każdy na nią poleci, a tak naprawdę widzi, że o Owenie nie da się tak po prostu zapomieć.
 - Panno Cullen? - zapytał pan Fliges.
     Kurczę, nie skupiłam się. Zawsze to jest najgorsze w odpływaniu na lekcjach.
 - Yyy... - Zerknęłam na Cassie, która szeptała mi odpowiedź, ale... - Coż... - podniosłam wzrok na Fligesa i zamrugałam. Nie znałam pytania i nie mogłam odpowiedzieć. Jak bym zapytała o pytanie, to pewnie spaliła bym się ze wstydu.
 - Skorupiaki i jamochłony. - Rozległa się melodia dla moich uszu. Owen... Był taki uroczy...
 - Dziękuję panno Cullen. - Fliges podziękował Owenowi i rozległ się krótki śmiech uczniów.
     Zadzwonił dzwonek.
 - Przygotujcie się do testu. - przypomniał Pan Fliges.
    Widziałam dwie postacie zmierzające w moją stronę. Cassie podbiegła do mnie i wyprowadziła mnie z sali. Wychodząc Blasie odprowadziła mnie szyderczym wzrokiem.
 - Co się z tobą dziewczyno dzieje? - zapytała rozdrażniona Cornii. Naprawdę miała zmienne nastroje.
 - Nic. - odpowiedziałam.
 - Jeszcze ci nie przeszło. - to nie było pytanie, Cassie to stwierdziła.
 - Co mi miało przejść?
 - Nie ukrywaj niczego przede mną. - Cassie była pomocna, ale czasem mnie wkurzała.
 - Nie ukrywam nic.
 - Wcale. - Dodała kpiąco. - Wiem, że go kochasz, dlaczego nie chcesz na się zwierzać?
 - To nie tak jak myślisz.
 - No jak myślę?
 - Cassie, posłuchaj, to nie jest coś co... szybko przechodzi, nie wiadomo... pewnie wcale nie przechodzi.
 - Wiesz, że nam możesz wszystko powiedzieć?
    Cisza. Wszystko? Raczej nic. Po co mam jej coś mówić? Mam jej dosyć.
 - Ness! - krzyknęła Cassie.
    Nie mogłam tego słuchać. Wybiegłam.

_________________________
dla ciekawskich mam 14 lat ;)






sobota, 12 listopada 2011

"Północ"

"Północ"
Premiera książki.

"Północ" to książka napisana przez Zuzannę Dobrzyńską (to ja;>), która jest oparta na podstawie sagi "Zmierzch". Jest jego kontynuacją, opowiadającą o miłości już dwóch wampirów i ich córce Renessme. W trakcie książki następuje seria zdarzeń niosąca za sobą wielkie konekwencje wyboru jakiego dokona już 17 letnia Renessme oraz pozostali główni bohaterzy jak i również Bella i Edward. W "Pólnocy" miłóść Edwarda i Belli dojżeje i dorośnie, ale nadadal będą siebie pragnąć jak dawniej. Renessme jako już osoba świadoma swoich wyborów stanie przed wyzwaniem, jakie jej matka przeżyła będąc człowiekiem. Czy tym razem "Nessia" będzie na tyle silna aby przejść przez gmach kłopotów, czy może razem polegnie i zostanie pokonana?  ~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Księga I
Bella
Prolog

Czy można rozdzielić serce między dwie osoby? Nie. Nie rozdzieliłam go. Bo ono już nie biło. Ale wciąż czułam jak bardzo kocham, jak moje serce jest większe, ale już całkiem pełne. Niczego mu nie brak. Czułam również to jak inni mnie kochają. Przypominały mi się najpiękniejsze fragmenty mojego życia. Te jak jeszcze byłam człowiekiem jak również te kiedy zastygłam i zostałam taka sama na wieki. To jak bardzo Ich kocham... To jak wtedy w lesie Edward powiedział, że mnie kocha, to jak Renessme pokazała mi wizję gdy to Ona przychodzi na świat... Wszystko widziałam jak przez mgłę, lecz pamiętałam i będę to pamiętać na zawsze.


Rozdział I
Życie idealne

         Stałam nieruchomo oparta o ścianę. Przyglądałam się zarumienionej Renesmee i Edwardowi. Zaśmiałam się. Edward przyjrzał mi się badawczo.
 - Co? - zapytał pięknym barytonem. Znów się uśmiechnęłam. Odpowiedział mi przeuroczym uśmiechem patrząc mi prosto w oczy. Po niecałej minucie odpowiedziałam mu.
 - Tak pięknie razem wyglądacie, że brakuje mi słów. - wymówiłam to zdanie jakby z czcią, a zarazem z troską. Edward czekał patrząc się na mnie lekko zamyślony, jakby chciał usłyszeć co teraz myślę. Skupiłam się i odepchnęłam od siebie tarczę. Zaczęłam myśleć o nich w jak najbardziej miły sposób. „Kocham Was”, „Jesteś piękny”. Miałam wrażenie, że zaraz popłyną mi, których nie mogłam uronić.
 - Dziękuję kochanie. - Podszedł do mnie, uścisnął mnie mocno, ale nie tak mocno jak ja jego i zaczął mnie namiętnie całować. Czułam jak jego wargi wpijają mi się w usta. Tak byłam zachwycona całowaniem, że zapomniałam o stojącej naprzeciwko nas naszej 16 letniej córce.
 - Hmm... - oderwałam się szybko od Edwarda i spojrzałam się na Nessie, która ze wzrokiem wbitym w ziemię wyszeptała do mnie.
 - A ja. - miała tak smutny głosik, że z prędkością światła razem z Edwardem popędziłam w jej stronę. W trójkę uścisnęliśmy się. Oboje z Edwardem zrobiliśmy to ostrożniej niż sam na sam ze sobą, w końcu to byłam nasza krucha córeczka.
   Staliśmy tak przez około minutę. Edward spojrzał na nas oczami z płynnego złota. Tak chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie... , ale Nessie dotknęła mojej twarzy obiema rękami i pokazała mi piękną chwilę. Biegliśmy przez las tak szybko jak najszybciej umiałam nasza córka. Uśmiechaliśmy się do siebie.  
   Oderwała pospiesznie ode mnie rączki. Usłyszałam  jak ktoś drepcze do nas tanecznym krokiem. Od razu rozpoznałam że to Alice. Puk, puk! Ness szybko podbiegła w stronę drzwi.
 - To na pewno Alice! Idziemy na zakupy! - Nessie uwielbiała zakupy tak samo jak moja przyjaciółka. Pociągnęła za drzwi i w podskokach weszła Alice.
 - Cześć wszystkim! Gotowa? - Obie tak były podekscytowane wyjściem, że moja perełka zapomniała się przebrać. Pokazała pospiesznie palcem na siebie. - Och, kochanie! Nie musisz się przebierać wyglądasz zjawiskowo! - Wprost były identycznie wrażliwe pod względem swojego ubioru. Ness pobiegła do naszej garderoby i wyciągnęła zestaw ubrań numer 2, które przygotowała jej Alice.
 - Alice, wy macie takie same charaktery! - wyśpiewałam niczym skowronek. Alice wykrzywiła twarz w grymaśnym uśmiechu, który poprawiła po chwili dumnym uśmiechem.
 - Bello. Przecież nie jesteśmy ze sobą spokrewnione. - powiedziała to bardzo łagodnym tonem ale i tak spojrzałam na Edwarda pytającym wzrokiem. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu przez jakieś cztery setne sekundy.
 - Ach! Faktycznie, aż dziwne prawda? - zapytałam się ich dwoje naraz. Edward spojrzał się na Alice i uśmiechną się do nas. - Są takie podobne! - powiedziałam przedzierając ciszę.
 - Zapewne to przez to że Renesmee tak wiele czasu spędza z moją kochaną siostrzyczką – Alice spojrzała się na mojego męża takim wrednym spojrzeniem jakby miał jej to za złe. Zaśmiał się cicho. Chciałam się już odezwać kiedy Ness dumna ze swojego stroju weszła do pokoju.
 - Wyglądasz pięknie. - Edward pogłaskał ją po głowie. Podeszłam do niej i pocałowałam ją w czoło.
 - Baw się dobrze! - wykrzyknęłam jak wychodziły. Edward zerkną na Alice wzrokiem zatroskanego rodzica. Alice uśmiechnęła się do niego. Zatrzasnęły się drzwi.
    To była chwila dla nas. Przytuliłam się do Edwarda. To jest niesłychane jakie moje życie jest idealne. Idealne w każdym calu – to słowa Rosalie, która opowiadała o swoim idealnym życiu jak była człowiekiem.
    Zapiekło mnie w gardle, zignorowałam to i dalej leżałam w objęciach Edwarda. Nawet nie zauważyłam, kiedy to mój mąż przeniósł mnie na łóżko. Głaskana po skroni dalej rozmyślałam nad moimi ideałami, którymi byłam otoczona.
    Rosalie gdy była jeszcze człowiekiem miała perfekcyjne życie – takie jak ja teraz. Przed przemianą wmawiała mi że już nigdy nie zapragnę Edwarda tak mocno jak kiedyś i zawsze będę chciała tylko krwi, a stało się wręcz przeciwnie. Wszystko odczuwałam silniej, a moja miłość do Edwarda tak jakby się podwoiła, a jeśli chodzi o pragnienie krwi to już nad nim panowałam – właściwie to od początku to umiałam.
    Edward przyjrzał mi się uważnie, widząc moje nie obecne oczy.
 - Nad czym tak rozmyślasz kochanie? - spytał pieszczotliwie. Jego płynne złoto w oczach stężało – czy to przez to, że Nessie tak bardzo jest podobna do Alice? - widać było że się mną zamartwia.
 - Nie.. nie. - odpowiedziałam mu z uśmiechem na ustach – Wiesz... Zastanawiałam się nad tym jakie jest idealne życie. - odpłynęłam na chwilę aby odsunąć tarczę od siebie. Myślałam o tym jak Rose opowiada mi o swoim ideale życia. Wtedy ona była taka szczęśliwa!
     Edward oderwał ode mnie wzrok.
 - Co chciałaś mi przez to pokazać, Bello? - Spytał lekko zakłopotany. Spojrzałam mu prosto w oczy. Jego płynne złoto stężało.
 - Och! Nie martw się, Edwardzie. - uśmiechnęłam się do niego. - Po prostu chcę Ci pokazać jak nasze życie jest idealne! Edwardzie spójrz na mnie. - wskazałam palcem na swoją rozpromienioną twarz, chodź była kamienna i blada i tak widać było mój zachwyt. - Widzisz! Widzisz, jaka jestem szczęśliwa! Jaki ty jesteś szczęśliwy! - wyśpiewałam te słowa niczym pieśń którą kocham. Patrzył się cały czas na mnie jak by czekał na kontynuację. Obdarzył mnie jednym ze swych piękniejszych uśmiechów.
 - Ale co ma wspólnego z tym Rosalie? - Zapytał jakbym nie wiedziała o czym mówię. Żałowałam, że Edward nie może mi czytać w myślach. Przecież to było takie oczywiste, ale może Rose mu o tym nie opowiadała.
 - Kiedyś Rose opowiadała mi o swoim życiu przed przemianą. Naprawdę było idealne. Pragnęła rodziny, dzieci i wnuków. Jej marzenia przestały być możliwe po przemianie. - Powiedziałam smutno. Edward zaśmiał się wesoło. Podniósł wzrok na mnie.
- Och. O to chodzi, że ty masz idealne życie po przemianie – uśmiech mu nie znikał z twarzy, ale spojrzałam się na niego krzywo. - hmm.. - uśmiechnął się z przymusu.
    Tak bardzo kochałam ich oboje, przecież gdybym była człowiekiem nie była bym wstanie tak mocno odczuwać wszystkich uczuć.
    Nie chciałam, żeby się tak męczył nad główkowaniem o tym co ja chcę mu powiedzieć i odsunęłam tarczę od siebie. Powiedziałam mu w myślach : „My mamy idealne życie” i przy okazji przesłałam mu moje pragnienie jego. „Tak bardzo cię kocham” . Przymknęłam oczy i wplotłam mu palce w jego kasztanowe włosy.
 - Już zawsze będziemy razem. - Szepnęłam mu do ucha. Edward schylił się i pocałował mnie delikatnie, a potem namiętnie.
 - Na wieki. - Powiedział niechętnie odrywając ode mnie soczyste wargi. Ściągą swoją błękitną koszulę odkrywając marmurowy tors. W między czasie i ja w mgnieniu oka byłam już w bieliźnie. Mój mąż przykleił się do mnie na dobre, wtedy ja już pływałam w odmętach namiętnych zakamarków mojego mózgu.

Rozdział II
Błyskotka

     Minęło już kilka godzin od wyjścia Renesmee i Alice. Słońce wpadające przez szerokie okno naszej chatki krasnoludków odbijało się od wielkiego lustra na przeciwległej ścianie. Czułam sobie słodki oddech Edwarda, który z twarzą wbitą w moje ramię odpoczywał. Było tak pięknie.
     Chwilę później Edward spojrzał na mnie i pocałował moje blade ramię. Uśmiechnęłam się do niego, do mojego anioła i wtedy lekko zesztywniał i podniósł się na łokciu. Wiedziałam, że zaraz coś powie.
 - Bello, Jacob tu idzie. - och, Jacob mój najlepszy przyjaciel. No tak, koniec leniuchowania w objęciach nieziemsko pięknego wampira mojego męża. Kiedyś nie lubiłam nazywania kogoś „mój mąż” , „mój najlepszy przyjaciel”. Po prostu bałam się tego, a teraz przychodzi mi to z łatwością.
      Edward stanął na równe nogi koło łóżka w ciągu ułamka sekundy i delikatnie oraz bezszelestnie schylił się do pocałunku podpierając się jedną ręką łóżka. Całował delikatnie tak jak jeszcze byłam człowiekiem lubiłam to bo robił to z taką starannością. Cicho odczepił się ode mnie i szybko założył swoją błękitną koszulę. Przyglądałam mu się z uśmiechem. Zerkną tylko na mnie i założył spodnie. Przekrzywił głowę w bok i się do mnie uśmiechnął. Ja nawet nie zwróciłam na niego uwagi i dalej się przyglądałam mojemu wampirkowi. Zaśmiał się.
 - Co? Zamierzasz leżeć tak pół naga w chwili gdy będzie tu Jacob? - Uśmiechnął się. Już nawet zapominałam, że ktoś ma do nas przyjść.
 - Racja. Już się ubieram. - Posłałam mu namiętne spojrzenie i posłusznie wstałam z łóżka i poszłam do garderoby, ale wcale nie biegłam jakoś dzisiaj nie miałam ochoty. Chciałam cały dzień leżeć i wpatrywać się w mojego anioła.
      Musiałam zejść na ziemię przecież za chwilę miał tu być Jacob! Cała naga stojąc w garderobie wyciągnęłam parę jasnych jeansów i bawełnianą bluzkę na krótki rękaw. Miałam tak dobry węch, że nauczyłam się już wyłapywać zapachy poszczególnych tkanin. Sam mistrz – mój mąż mnie tego nauczył.
      Czułam już zapach Jacoba. Był tak odrzucający i cuchnący, że nie dało się przy nim wytrzymać. Całkowicie ubrana wyszłam cichutko z garderoby prosto w objęcia Edwarda. Za jakieś pół sekundy miał wejść Jacob. Rozległo się pukanie. Edward powędrował ze mną wcale się nie śpiesząc pod dębowe drzwi. Otworzył.
 - Witaj Jacobie. - wycedził bez entuzjazmu. Ja rwąc się chciałam natychmiast to zatuszować.
 - Cześć! - moim zdaniem nie zabrzmiało to dobrze, ale wszystko co mówi wampir jest niczym dźwięk czysto srebrnych dzwonków. Jacob uśmiechnął się do mnie szukając wzrokiem jeszcze kogoś w oddali.
 - Cześć. - powiedział dalej szukając. - A gdzie mój kwiatuszek? - Zapytał z szerokim uśmiechem. Edward nie pokazując tego, że się śmieje podniósł wzrok na Jacoba.
 - Nessia jest z Alice. - odparł. Miałam wrażenie, że Edward zaraz wybuchnie śmiechem i powie : „ Haha! Teraz to ja mam przewagę i nie będziesz ruszał mojej księżniczki!”. Szczerze miałam Ich dosyć pod tym względem. Jacob lekko posmutniał, ale podniósł głowę i spojrzał na mnie przenikliwie.
 - A..ha. - Wydukał mój przyjaciel. - To kiedy wróci? - powiedział wprost Edwardowi. Ja nie miałam nic przeciwko temu, żeby został i na nich poczekał, ale mina Edwarda wskazywała na to, że on tak nie uważa.
 - Niedługo. Ach.. Jack wejdź rozgość się. - Wypowiadając te słowa byłam pewna, że Edward podziela moje zdanie, ale jedynie z grzeczności. Jacob spojrzał na Mojego męża. Edward lekko zmarszczył brwi.
 - Tak, jasne wejdź. - przytaknął mi. Jack przekroczył próg i wszedł do naszej chatki. Usiedliśmy w saloniku. Jacob lekko zesztywniał. Musiałam coś powiedzieć, żeby rozluźnić atmosferę.
 - Już ich długo nie ma, więc zaraz przyjdą. - uśmiechnęłam się. Jack odpowiedział mi takim samym szerokim uśmiechem.
 - Chyba, że Alice i Nessia zaszalały na dobre. - Jack mówił tak nisko i melodyjnie, że powietrze otaczające nas, aż zawirowało. Zaśmiał się szczerząc zęby.
       Minęło dobre parę minut od śmiechu Jacoba. Edward zerknął na mnie, a potem na Jacka.
 - Już są nad rzeką. - Edward po tych słowach zerknął na mnie uwodzicielsko. Odsunęłam tarczę. Tak dobrze nad tym panowałam, że mogłam to zrobić bez żadnego wysiłku. Przekazałam mu odpowiedz myślami. Och, Edwardzie...przecież nie możesz być tak samolubny pomyśl o siedzącym tu Jacobie i idącej w naszą stronę nieletniej Renesmee. Zaśmiał się subtelnie. Kocham cię. Ciągnęłam dalej. W oddali usłyszałam dreptanie dwóch par nóg.
      Otworzyły się delikatnie drzwi. Weszła Ness, a zaraz za nią Alice. Niessia rozejrzała się po pokoju.
 - O! Cześć Jack! - pobiegła w naszą stronę. - Mamo spójrz! Kupiłam sobie śliczną sukienkę, fantastyczne buty i... - wyliczała tak po kolei wszystkie rzeczy i zatrzymała się przy jasno różowej bluzce na ramiączka, zapewne z satyny, która miała przyszyte dwa pofalowane kawałki materiału z cienkiej bawełny. Całości dopełniały koraliki w tym samym kolorze, tworzące piękny kwiatowy wzór przy dekolcie. - No sama spójrz jaka jest piękna!. - była taka szczęśliwa z tych zakupów. Alice przyczaiła się koło nas z uśmiechem.
 - Och, słoneczko cieszę się bardzo, że tak ci się podobają te rzeczy. - dodałam z uśmiechem – na pewno któreś z nich założysz na pierwszy dzień szkoły. - Spojrzałam na tak samo jak ja uradowanego Edwarda jak ja.
 - No jasne, już nie mogę się doczekać szkoły. - Ness choć wiedziała już wszystko w zakresie szkoły średniej i nawet dalej, tak bardzo się cieszyła z nowego liceum, nowych przyjaciół i nowych przygód. Nessia zerknęła na Alice. Nie wiedziałam o co im chodzi. Moja przyjaciółka pokonała jednym ruchem odległość dzielącą nas. Przyjrzałam jej się.
 - Alice? - jakoś dziwnie zabrzmiałam, ale się tym nie zamartwiałam i dalej się jej przyglądałam. Wywróciła oczami.
 - Ojejku! Ness... ja cię kiedyś zamorduję! - zaśmiała się mówiąc. Edward już wiedział o co chodzi. Wciąż wyczekiwałam odpowiedzi. Nesia już nie wytrzymała.
 - Oj, no bo Alice też coś kupiła. - uśmiechnęła się. No po niej to się już wszystkiego spodziewałam, więc mnie to nawet nie zaskoczyło. Alice w swoim przestronnym pokoju zgromadziła setki ton ubrań, biżuterii, kosmetyków, perfum, butów. Wszystkiego co świadczy o jej wyglądzie.
      Alice sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła czerwone opakowanie jak to pierścionka zaręczynowego. Otworzyła i zobaczyłam dwa naszyjniki złączone w jedną maleńką koniczynkę. Spojrzałam na nią z krzywa miną.
- Co,nie podoba Ci się? No, ale przecież widziałam. - Wyśpiewała. Byłam zdumiona. Oczywiście, że mi się podobał tylko w jakim celu ona to zrobiła? Nie zastanawiając się dłużej zerknęłam w złote oczy Alice.
 - Alice...? - zapytałam trochę dziwnym tonem. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło. Uśmiechnęła się do mnie.
 - Bello, to są naszyjniki przyjaźni. - Alice tak pięknie to mówiła, że gdybym mogła to uroniła bym łezkę. - Dla mnie i dla Ciebie – wypowiedziała z naciskiem na mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Sama nie wiedziałam w jakim celu kupiła te naszyjniki. Żeby mi coś udowodnić, przynajmniej tak to odebrałam, ale co? Alice wyciągnęła jeden z naszyjników rozdzielając tym maleńką srebrną koniczynkę i założyła mi zwinnym ruchem nadgarstków. Był piękny. Taki subtelny. Alice zawsze wiedziała co mi odpowiada, aczkolwiek nie zawsze robiła wszystko po mojej myśli. Patrzyłam na nią dziękującym wzrokiem.
 - Alice... Nie wiem co powiedzieć. - zatrzymałam się na moment by się upewnić czy na mnie patrzy. - Jest taki piękny. - Ciągnęłam dalej. Alce wyciągnęła drugi naszyjnik i założyła go sobie na szyję. Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
 - Bell's wiem, że to... a co tam ja ci się będę tłumaczyć. - Uśmiechnęła się szeroko. - Kocham cię i chcę, żebyś wiedziała jak nasza przyjaźń jest dla mnie ważna. - teraz chciałam płakać, chciałam jej przez to pokazać jak ja bardzo ją kocham. Nic nie mówiąc rzuciłam jej się na szyję.
 - Dziękuję Alice, Kocham cię. - Nie patrzyłam się na nikogo. Naprawdę, taka mała błyskotka sprawiła, że doceniłam jak bardzo przyjaźń moja i Alice była dla mnie ważna.
      Tak ważna, że bez niej nie potrafiłam funkcjonować.
      To moja Alice.



Rozdział III
Urodziny
 Mijały tygodnie i moje życie nadal było perfekcyjne. Daj Boże, żeby takie było dalej.

  
    Przez ten cały czas nasza tak jakby maleńka córeczka (tak naprawdę to powinna być jeszcze mała) stała się ideałem kobiety o mlecznej skórze, rudawych lokach i promiennej twarzyczce. Tylko oczy odziedziczyła po mamusi w kolorze mlecznej czekolady. Oboje byliśmy bardzo dumni z Nessi i z tego jaka była zdolna! Była najlepsza w każdej dziedzinie. Pomagała w nauce swojej najlepszej przyjaciółce Cornelii. Dziewczynka jednak, rzadko bywała u nas w domu to raczej Ness do niej przychodziła. Za pewne z tego powodu, że jej rodzice-wampiry wyglądali troszeczkę przerażająco, gdy sama Nessia była bardzo pogodną i wesołą osobą za sprawą zarumienionych policzków i ciepłej, bardzo ciepłej skórze.
    Ness w nowej szkole radziła sobie bardzo dobrze miała mnóstwo adoratorów i koleżanek, po prosu nie dało się jej nie lubić. W pewnym momencie nawet myślałam, że któryś z kolegów ją zainteresował i nawet ją o to zapytałam, ale stanowczo zaprzeczyła i dalej nie pytałam. Jednak sądzę, że coś jest nie tak... Czy Edward nie powinien wyczytać o co chodzi z jej myśli? A tak poza tym to Jacob jest w niej zakochany (wpojenie u wilkołaków), jeśli nawet Nessia kogoś bardziej lubi, jak to przeżyje mój najlepszy przyjaciel?
    Coś we mnie drgnęło. Ona ma kłopoty. Ale przecież to nie możliwe! Edward by to wyczytał z jej myśli, a Alice by zobaczyła jej przyszłość! Czy naprawdę wpakowała się w tarapaty?
     I wreszcie nastąpił ten moment siedemnaste urodziny Renesmee. Jej wiek odmierzaliśmy od dnia jej narodzin i co trzy tygodnie miała urodziny. To w wieku siedemnastu lat miała przestać się dalej rozwijać fizycznie i pozostać taką samą na zawsze. Chociaż od momentu jej narodzin miną niespełna rok, mi wydawało się, że to wydarzyło się wczoraj.
     Całą imprezę przygotowuje oczywiście Alice.
     Weszłam do dużego pokoju i oniemiałam. Mój wzrok uderzyły różowe róże w wysokich wazonach, jasno świecące lampiony przy suficie oraz piękny zapach kwiatów pomarańczy rozłożonych na wszystkich parapetach na przemian z niskimi świecami. Na stole było piętnaście nakryć i duża przezroczysta waza ze świeczkami na dnie. Pokój wyglądał naprawdę pięknie. Alice taka już była, ale musiałam, a raczej chciałam jej na to pozwolić. Patrząc na to jaką ma z tego satysfakcję ja również byłam szczęśliwa.
     Alice patrzyła na mnie z uśmiechem. Zerknęłam w jej stronę unikając jej wzroku. Nie lubiłam tak dużych dekoracji na imprezy, ale ta była wyjątkowa. Dla Renesmee.
 - Pięknie. - rozdzwoniłam swoim głosem. Alice uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Najwyraźniej moja reakcja ją zadowoliła.
 - Naprawdę? Nie przesadziłam?
 - Nie, skąd. Jest fantastycznie. - Powiedziałam to i przypomniały mi się moje osiemnaste urodziny. Pamiętałam ten okres tak przez mgłę, ale nie zapomniałam. To wtedy Jasper próbował mnie zaatakować (wtedy jeszcze dobrze nie panował nad sobą) po tym jak skaleczyłam się papierem, ale Edward był szybszy i popchną mnie na stół. Ja niszcząc nakrycie stołu rozcięłam sobie ramię o potłuczone szkło. Wtedy Edward postanowił mnie zostawić. Ten okres mojego ludzkiego życia uważam za nieprzyjemny i wolę go za często nie wspominać.
      Bałam się o małą.
      Czyżby i w ten wieczór coś miało się stać? Nie. Nie wierze to Nessia jest silna, silniejsza ode mnie.
      Wracając do rzeczywistości uśmiechnęłam się do siebie wiedziałam, że Nesia sobie poradzi.
      Alice przyglądała mi się swoimi złotymi oczami. Tak, Alice wszystko zobaczy zawczasu.
 - Nessi na pewno się spodoba. - powiedziałam wspomagając rozmowę z Alice.
 - Ach! Będzie fajnie. - Alice mówiąc to,przybiegła do mnie w podskokach. - Co kupiłaś małej? No po co ja się pytam. - Zaśmiała się. Wiedziała, że zobaczyła jak kupuję jej plik płyt z popowymi nowościami i srebrne malutkie kolczyki z szafirem. - Piękne kolczyki, pasują do niej. - Chociaż wiedziała że Nessi spodoba się bardziej plik płyt, kolczyki ją zachwyciły.
 - Lepiej ty mi powiedz co jej kupiłaś. - rzuciłam, chodź wiedziałam że to jest jej „słodka tajemnica”.
 - Później. - chwyciła mnie za rękę i podążyłam za jej krokiem. To było śmieszne – to co robiła. Wiedziałam, że blefuje bo idzie po Ness.
     Zamknęła drzwi od dużego pokoju i wzięła do ręki prostokątną płaską paczkę owiniętą w fioletowy papier z białą kokardą . Przeszłyśmy przez schody i na górze dołączyli do nas Emmett, Rosalie, Carlisle, Esme, Jasper i Edward. Weszliśmy do pomieszczenia o niebieskich ścianach, dużym łóżku, przestronnym oknie z białymi zasłonami. W pokoju siedziało pięć dziewcząt i Ness, w tym Cornelia.
    Zaskoczone dziewczynki uśmiechnęły się nieśmiało do nas.
 - Dziewczyny to są moi rodzice – wskazała na mnie i Edwarda, który mnie obejmował. Musieliśmy się troszeczkę postarzyć poprzez makijaż, wyglądaliśmy tak na około 30 lat.- a to moja ciocia Alice – Uśmiechnięta Alice podała Nessi paczkę. - Dzięki. Co to? - powiedziała przerywając przemowę na temat rodziny.
 - Zobacz. - wyśpiewała Alice. Nessia rozdzierając fioletowy papier odsłoniła białe pudełko, w którym zobaczyłam kawałek błękitnej satyny. Nessia wyjęła z pudełka zawartość i naszym oczom ukazała się satynowa błękitna sukienka z bufkami i wykończona koronką. Wszystkie dziewczęta zrobiły jednocześnie wielkie „wow”. Zaśmiała się. Alice spojrzała na nią wilkiem, a ona się do niej uśmiechnęła.
 - Piękna. Dziękuję – wypowiedziała wzruszonym tonem, ale jednak przyćmionym smutkiem. Edward też to wyczuł i przytulił mnie jeszcze mocniej.
 - Fajnie, że ci się podoba – Alice dodała z przeuroczym uśmiechem. - To co? Idziemy po kolejne prezenty? - Spojrzała na resztę towarzystwa.
     Zaproszone dziewczyny zaczęły grzebać w swoich torebkach, a wampiry oprócz Alice, zeszli na dół. Ja tak jakby w powolnym tempie (dla człowieka dość szybkim) weszłam do naszego pokoju – mojego i mojego męża Edwarda. Wyciągnęłam z szuflady kwadratową paczkę ze złotego papieru, na której zawiązana była równie złota kokarda. Edward zjawił się przy mnie w rekordowym tempie z małym kwadratowym opakowaniem z niebieskiego papieru. Cały pakunek mieścił się mu w dłoni. Edward pewnie chciał się dowiedzieć co kupiłam małej, ale nie chciałam odsuwać tarczy. Dowie się w swoim czasie. Uśmiechnęłam się do siebie.
 - Co cię tak rozbawiło kochanie? - zapytał pół szeptem.
 - Nic, nic. Chodźmy już, bo wszyscy już pewnie dali prezenty.
 - Tylko Jasper i Rosalie dali, ale już lepiej chodźmy. - Uśmiechnął się łobuzersko i wbiegliśmy schodami na górę.
     Weszliśmy w momencie, gdy Emmett wręczył Renesmee paczkę zapakowaną w niebieski papier (Nessia bardzo lubiła niebieski) i wyjęła z niej pudełko z napisem „Netbook Sony Vaio” . Mój wyczulony wzrok ustrzegł jeszcze napis: 10'. Reakcja Nessi była natychmiastowa. Krzyknęła i rzuciła się w objęcia Emmetta. Jej radość była niesłychana.
 - Emmett! Kocham cię! - wykrzyczała, a przynajmniej powinno to brzmieć jak krzyk. Była to raczej operowa pieśń. - Dziękuję! Dziękuję! - nadal była pod podekscytowana. Emmett przebił się przez piski dziewczyn mówiąc: „Nie ma za co!”. Teraz już po takim prezencie na pewno nie zachwyci się moimi płytami i maleńkimi kolczykami.
    Do pokoju weszła Alice z trochę mniejszym, ale wyższym niebieskim pudełkiem.
 - Jeszcze jeden! - Och! Ta Alice dwa prezenty, to taki miły gest z jej strony. Ness będzie zachwycona.
 - Poczekaj! - powiedział ze śmiechem Carlisle i podał Nessi Niebieskie pudełko. Po otworzeniu zapadła cisza. Telefon? Nie to coś lepszego.
 - Och Carlisle! Jesteś wspaniały! Esme, jesteście tacy kochani! - przytuliła go z uczuciem i się zarumieniła. To prawda Carlisle jest tak przystojny, że Leonadro Di Caprio wymięka. Objęła jeszcze Esme i rzuciła się do oglądania.
      Przy tym prezencie był już mniejszy krzyk, powiedziały kilka „pokaż”, „ale fajne!”.
     Teraz powinna być nasza kolej, ale Alice nie chciała już dłużej czekać i zwinnym krokiem wyprzedziła Edwarda i podała Nessi pudełko.
     Otwierając kolejny prezent, moje oczy ujrzały ciemno niebieskie pantofelki na szpilce. Były naprawdę piękne, Alice przeszła samą siebie.
     Teraz ja i Edward.
    Edward zdecydował, że pójdzie pierwszy. Zgodziłam się na ten układ, bo i tak już chyba nie ma gorszego prezentu, jaki ja mam dać Renesmee.
    Z pół uśmiechem Edward wpatrzony w podłogę przemaszerował ze mną odległość dzielącą nas.
A to niespodzianka! Wcale nie zdecydował się dać prezent pierwszy, tylko mam razem z nim dać swój. Mogłam się tego spodziewać. Teraz mogłam już liczyć na to, że stanę się niewidzialna.
 - A teraz mój tatuś z mamusią. - powiedziała Ness z uśmieszkiem.
 - Tak, teraz my nasza droga córeczko. - Oboje się zaśmieli. Edward z Nessią lubili tak sobie grać. Z tym byli do siebie podobni, a nawet bardzo. - Może najpierw Bella? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
     Tak. Oczywiście ja pierwsza.
     Posłusznie podałam swojej córce złote opakowanie. Gdy zdzierała papier zrobiłam się niespokojna. Coś mogło się teraz stać.
     Co za szczęście... nic się nie wydarzyło.
 - Och... Mamo... jesteś wspaniała! - rzuciła mi się na szyję. Pewnie spodobał jej się najnowszy album Seleny Gomez, Lady Gagi i paru innych... Ale nie to przykuło moją uwagę.
    Od Nessi biło okropne zimno... To było dziwne.
 - Fajnie, że ci się podoba. - dodałam odwracając własną uwagę od jej aury.
 - Podoba?! Jest fantastyczny! - rzeczywiście jej się podobało.
 - Edward? - zwróciłam się w jego stronę. - Teraz ty. - zakomunikowałam.
 - Dobrze... - ujął jej dłoń i wsuną na nią małe pudełeczko. Ness spojrzała na niego z zaciekawieniem.
 - Co...? - zaśmiała się. Oderwała wzrok od ojca i zajęła się rozpakowywaniem.
  Paczuszka wypadła jej z rąk.
  Co?
Wampiry nie są niezdarne!
Nessia ze śmiechem na ustach, podniosła paczkę i jak gdyby nigdy nic, otworzyła pudełko, kątem oka spoglądając w moją stronę.
Nessi też to musiało wydawać się dziwne. Wszystkim zebranym tu wampirom wydawało się to dziwne.
 - Przepiękny. - Jej oczy się zaszkliły ze wzruszenia.
 - Niech ci przypomina to tym jaka jesteś silna. - Edward wyciągnął z jej rąk srebrny naszyjnik na długim łańcuszku z malutką szkatułką, w której znajdowały się dwa zdjęcia: moje i Edwarda.
   To było wzruszające. Edward był tak wspaniałomyślny. To był zdecydowanie najwspanialszy prezent jaki Ness mogłaby dostać od swojego ojca.
 - Dziękuje. - powiedziała ocierając niesforną łezkę.
 - Wszyscy we troje się uścisnęliśmy w uśmiechu.
    Później jeszcze zebrane dziewczęta obdarowały Ness drobiazgami i słodyczami.
    Alice obserwując całą scenę wstała i uśmiechnęła się do wszystkich.
 - Zapraszam wszystkich na kolację. - oznajmiła. - chodźcie na dół do dużego pokoju. - Mówiąc to, wyszła z gracją.
 - Chodźmy. - zaproponował Carlisle.
    Cały wieczór był ogólnie miły. Wesołe buzie tańczyły w rytm muzyki, moich płyt, czego się nie spodziewałam. Wszyscy ludzie i Nessia najedli się do syta, chociaż Ness wolała by krew. My ukrywaliśmy to, że nie jemy w ten sposób, że z naszych znikały posiłki ale nie lądowały w naszych żołądkach.  
    Wszystkie Dziewczęta pod koniec wieczoru musiały wracać do domu i ja razem z Ness, odprowadziłyśmy je do drogi, gdzie czekali na nie ich rodzice.
    Około godziny dziesiątej, ktoś zapukał do drzwi. To Jacob, jego odór wyczuwał chyba każdy z zebranych tu wampirów.
    Carlisle poszedł otworzyć Jacobowi drzwi po kilku sekundach Odór się nasilił. Nie mogłam tego pojąć, jak mój najlepszy przyjaciel może tak cuchnąć?
 - Cześć wszystkim! - wparował uśmiechnięty Jake. - Gdzie moja księżniczka? - zawołał z utęskinieniem.
 - Cześć Jake! - wykrzyknęła Ness.
 - Witaj solenizantko. - uśmiechnął się łobuzersko i podał Nessi kwadratowe pudełko.
 - Jejciu! Jaka piękna! - Krzyknęła Ness, wyciągając i potrząsając niewielką szklaną kulą – Niesamowite – powiedziała i jeszcze raz wstrząsnęła.
    Jak to możliwe, że nigdy w życiu nie widziała szklanej kuli?
 - Dziękuję! - wypowiedziała starannie każdą literę.
 - A! I jeszcze buziak! - schylił się i Nessia ucałowała jego policzek.
    Posiedzieliśmy jeszcze wszyscy razem, bez koleżanek Nessi, przy stole, gdy w pewnym momencie przez okno balkonowe wtargnęło zimne powietrze, które zgasiło nie tylko świece, ale też oświetlenie na prąd!
    Nessia odruchowo złapała Jacoba z rękę.
    Co to było?
    Na razie nikt nie odważył się odezwać. Wszyscy patrzyli po sobie szukając jakiegoś znaku, wskazówki, że to tylko awaria. Ale jednak wszyscy wiedzieli, że to jest coś więcej. Na oczach wszystkich, jak i u mnie widniało przerażenie.


Rozdział IV
Tajemnica

- Spokojnie. - Powiedział łagodnie Carlisle – Zachowajcie spokój.
 - Co to było? - Zapytał Edward.
 - Nie wiem. - Spuścił wzrok Carlisle.
     Wiatr ciągle ciosał mnie we włosy. Dla Jacoba i Nessi te powietrze musiało być lodowate, bo sama się zdziwiłam, że jest mi zimno.
     Ness przymknęła lekko oczy w strachu. Bardzo się bała – to było widać jak na dłoni, ale Jake cały czas ściskał jej rękę.
    Ja również byłam przestraszona, ale nie z powodu nadal wpadającego do domu wiatru, tylko bałam się o moją córkę.
 - Nie bój się kochana, wszystko będzie dobrze. - Wyszeptał do Ness Jacob.
 - Może trzeba zamknąć okno – powiedziała lekko trzęsącym się głosem Alice.
     Tak, to... było coś oczywistego.
 - Tak, lepiej zamknij. - Odpowiedział Carlisle.
    Alice wcale się nie spiesząc podeszła do drzwi balkonowych i zamknęła je cichutko.
     Światło cały czas nie działało. Na dworze nadal były słyszalne donośne świsty wiatru. Gałęzie drzew za oknem były przez niego przyginane do ziemi, tak że miałam wrażenie, że zaraz się złamią.
    Alice zapaliła świeczki na stole. Jednak nie paliły się długo, bo po chwili drzwi z hałasem uderzyły o framugę, gasząc je przy tym.
    Zdziwienie zniknęło z naszych twarzy równie tak szybko jak pojawił się strach.
 - Mamo! - Zawołała z zamkniętymi oczami Reneesme.
    Przestraszyłam się odruchowo.
 - Co się stało, Ness? - zapytałam zszokowana.
 - Mamo! Odsuń się od okna!
 - Dlaczego?
 - Szybko mamo odsuń się!
     Nie wiedziałam o co chodzi. Inni też tego nie wiedzieli.
     W pewnym momencie coś poczułam.
     Coś strasznego.
     To był przeraźliwe przeszywający ból.
     Nigdy się tak nie czułam. Myślałam, że zaraz umrę.
     Zaczęłam się wić na podłodze i krzyczeć.
     Czułam jak palą mi się wnętrzności i jednocześnie ktoś mi je wyrywa.
 - Mamo! Mamo, szybko chodź tu! Wyjdź ze światła księżyca! - Chwyciła mnie za rękę ale, nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca, a tym bardziej przyjąć do wiadomości to, że muszę się ruszyć.
    Natychmiastowo poczułam ulgę na duszy i ciele.
    Zobaczyłam twarz Edwarda.
    Odzyskałam już częściowo świadomość. To Edward wyciągnął mnie z tego paraliżującego światła.
   Wszyscy stali nade mną ze strachem i przerażeniem w oczach. Wychwyciłam tylko, że dziś jest pełnia.
 - Bello kochanie! Nic ci nie jest? - zapytał troskliwie Edward.
 - Bello! Nic ci nie jest? Bello? - zaczęła krzyczeć Alice.
 - Nie, nic się nie stało...
 - Co to było? - Zbulwersował się Edward.
 - Coś bardzo dziwnego. - spoważniał Carlisle.
 - Ness? Skąd wiedziałaś, że Bella ma się odsunąć od tego... światła? - Zapytał Edward.
   Wszyscy spojrzeli na Nessię z nadzieją na to, że to ona wszystko im wyjaśni.
 - Ja... - Zaczęła – Ja to wyczułam. - wybrnęła.
   Na pierwszy rzut oka widać było, że coś kręci, ale potem wydała się przekonywująca.
 - Jak to wyczułaś? - Zapytała Rose, która wcześniej nie wypowiedziała nawet słowa. - Tak po prostu?
    Widać było, że ta rozmowa dla Ness nie jest łatwa.
 - Tak... Tak, wiedziałam, że mama musi się przesunąć. Wyczuwałam, że czai się tam jakieś niebezpieczeństwo.
    W pewnym momencie wiatr (a może nie wiatr) strącił ze stołu szklaną wazę ze świecami.
    Mogłam (i inni też mogli by) szybko złapać tą wazę, ale strach mi na to nie pozwolił. Waza zamieniła się w tysiące kawałeczków.
    Dlaczego ta waza spadła?
    Odruchowo złapałam Edwarda za rękę i przytrzymałam przy sobie Nessię.
    Ja i zszokowane towarzystwo wyczuwało napięcie w powietrzu. W pewnym momencie powietrze strasznie zgęstniało i Ness zaczęła łapczywie nabierać powietrza do płuc.
 - Co się dzieje Ness? Ness! - Krzyczałam, wymagając wyjaśnień. Byłam przerażona.
 - W powietrzu jest bardzo mało tlenu... - zaczął Carlisle – Mała nie może...
 - Nie może oddychać! - Krzyknęliśmy wszyscy razem.
   Co mogliśmy zrobić? Nic. Ale musieliśmy coś zrobić! Nessia Się dusiła!
 - Carlisle! Musimy coś zrobić! - krzyczał Edward.
 - Doktorze... - Jacobowi również brakowało tlenu.
    Edward pobladł. On też był bezradny.
    Musiałam coś szybko wymyślić. Nie mogłam pozwolić by moja córka i mój najlepszy przyjaciel się udusili.
    Tlen... Tlen... Tak! Tlen!
 - Carlisle! Musimy im dostarczyć tlenu! - Zaczęłam oświecona.
 - Ale skąd mamy go wziąć? - Krzyknęła nieobecna wcześniej Alice.
    Alice zapewne, szukała w przyszłości jakiegoś wyjaśnienia. Ale... najwyraźniej coś ją zawiodło.
 - Najbliższy szpital jest w Forks! - Krzyknął Edward.
    Nessia zaczęła tracić przytomność, ale Jacob się jeszcze trzymał.
    Edward zniknął gdzieś w drzwiach.
    Co ja mogłam zrobić? To był jakiś koszmar!
    Wraz z pojawieniem się Edwarda, Jacob zaczął tracić przytomność.
 - Och! Masz butlę z tlenem! Szybko! Nessia umiera! - krzyczałam spazmatycznie.
   Edward migiem rozpakował i podłączył urządzenie, które następnie przyłożył do ust Nessi.
   Ja i inni również odczuli brak tlenu w powietrzu i przestali oddychać.
   Nessia nadal nie oddychała.
   Snułam najgorsze scenariusze... co by było wtedy gdyby się już nie obudziła?
 - Neess...! - wysyczałam resztkami tlenu.
    Edward robił co w jego mocy: sztuczne oddychanie, reanimacja... , ale Ness nadal się nie budziła.
    Jacob! Jacob jeszcze potrzebował tlenu! Jemu również nic nie mogłam zaradzić.
   Ale musiałam być silna. Muszę być silna! Weź się w garść!
   Wzięłam Jacoba i przycisnęłam go do aparatu tlenowego.
   Dzięki Bogu, Nessia otworzyła oczy i szybko zamrugała.
   Wzrokiem nakazałam jej oddychać tlenem z butli.
   Co będzie dalej?


Rozdział V
Wiara

     Siedzieliśmy na podłodze w salonie i patrzyliśmy po sobie. Nie mogłam przyjąć niczego do wiadomości. Zaczęło świtać i powoli się rozluźnialiśmy, ale nadal nie zdejmowałam Nessi aparatu tlenowego.
     To co przed chwilą się wydarzyło było niezrozumiałe. A raczej nie możliwe. Cała ta sytuacja była niewiarygodna. Na chwilą byłam pewna że zaraz umrę, a za moment myślałam że stracę Ness.
     Jednak nikt nie odważył się odezwać. Panowała niezręczna cisza, którą przerwał ryk samochodowego silnika. Na początku byłam pewna, że ktoś postanowił na odwiedzić nas w domu, ale po krótkim przemyśleniu doszłam do wniosku, że o świcie to raczej niemożliwe.
     Cały czas rozwidniało się. Odważyłam się zdjąć Nessi aparat tlenowy, a Jacoba już nie było. Musiał wracać do siebie. Oczywiście zanim wyszedł tysiąc razy zapytał się czy Nessi nic nie jest.
     Wszyscy rozmawiali na temat zjawiska, które miało miejsce w nocy.
      Siedziałam teraz z Edwardem na sofie. Przyglądał mi się z takim wzrokiem jakby chciał dostrzec jakąś zmianę w mnie.
 - Coś... się stało? - zapytałam bez zastanowienia.
 - Edward wydał się być zaskoczony. Zastanowił się tak jakby wybudził się ze snu.
 - Nie. A dlaczego pytasz? - Edward naprawdę nic się nie domyślał.
 - Nic, tylko tak jakoś mi się przyglądasz... Dziwnie – Edward nie miał przede mną żadnych, tak mi się zdaje tajemnic.
 - Ach. Bello tak cię kocham myślałem wtedy że Cię stracę.
    Był taki uroczy, ale bolało mnie to jak się o mnie martwił. Przecież jestem, nieśmiertelna. Nic nie mogło mi się stać.
 - Nigdy tak nie myśl. - dodałam ze śmiertelną powagą.
   Edward już chciał coś wtrącić, ale złożyłam na jego ustach niewinny pocałunek.
 - Nigdy. - powiedziałam spoglądając w stronę opartej o ścianę Nessi.
   Renesmee stała zapatrzona w przestrzeń, tak jakby nie myślała. Jej błękitna sukienka do połowy ud, była lekko pognieciona, a błyszczące szpilki trzymała w prawej dłoni. Ness miała piękne włosy, jak jej tata. Miedziane loki do pasa, otulały jej delikatną twarzyczkę. Wyglądała bardzo pięknie, dorodnie. Była prześliczna, a gdy zerknęła w moją stronę jej policzki pokrył lekki rumieniec. W jej oczach widziałam pustkę. Wyraz jej twarzy zwrócił moją uwagę. Była smutna. Coś ją zamartwiało, ale próbowała to ukryć.
 - Przecież to absurd! - Rozmowy w salonie przybrały na głośności. Tym razem odezwała się zdenerwowana Rosalie.
 - Powinniśmy mieć na uwadze to że... 
 - Ale to nie powinno się w ogóle zdarzyć! - Rosalie z premedytacją przerwała rozważania Carlise'a.
 - Wszyscy tak myślimy. - odezwała się Alice. - A jednak się stało. - przyznała z nienaturalnym spokojem. Była oazą dla wrzącej rozmowy.
    Nastała cisza. Nikt się nie odzywał, każdy tylko intensywnie myślał.
 - Wiecie co jest najgorsze? - Wszyscy odwrócili się w stronę Alice. - Nie widziałam tego. - Siedziałam jak wryta. Co mogło jeszcze powstrzymać zdolności Alice? Ile jaszcze przeciwności losu? - Nie zobaczyłam jak Bella... co to właściwie było? - Nikt nie udzielił jej odpowiedzi na pytanie. Tylko ja wiedziałam co wtedy czułam.
 - Nie wiemy. Ale cokolwiek to było, musimy teraz bardziej uważać. - nieodwołalnie każdy się z nim zgodził.
    Słońce przebłyskiwało przez mgliste chmury. Był poniedziałek, dziesiąty października. O ile mój wzrok mnie nie mylił dochodziła szósta. Nessia powinna iść dziś do szkoły. Ale przecież była całkowicie niewyspana. O jej nieprzygotowanie się nie martwiłam. Zawsze wszystko wiedziała i niewiele musiała się uczyć. Może po prostu powinnam się jej zapytać czy chce iść do szkoły.
    Spojrzałam na Moja Smutną córeczkę i w tym samym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Jej oczy w kolorze mlecznej czekolady zabłysły, tak jakby od niewielkiej ilości łez. Odwróciła wzrok i spuściła głowę. Martwiła się, i to bardzo. Była taka biedna, ale musiała sobie jakoś dać radę. Miała Nas.
 - Ness, bo wiesz zbliża się siódma i...
 - Tak, wiem. - Nadal na mnie nie patrzyła. Wyczuła moje zdziwienie. - Chcę. - powiedziała.
    Ness była niewiarygodna, miała nigdy nie zawodzącą intuicję.
 - No to dobrze. - Uśmiechnęłam się i wstałam.
   Podeszłam do Nessi i przelotnie pocałowałam ją w czoło. Kątem oka zauważyłam że Edward przeczesuje jej umysł. Jak tylko zobaczyłam jakim wzrokiem na nią patrzy, aż się odkręciłam. Nie tylko ja próbowałam ją przejrzeć. Edward nadal nie odrywał od niej wzroku. Ja ruszyłam wolno w kierunku kuchni. Moje zamiary wyczuła na wszystko przygotowana, Esme.
     Uśmiechnięta Esme weszła do kuchni. Wzięła ode mnie szklaną miseczkę i wsypała do niej płatki kukurydziane.
 - Bello tak mi przykro, że coś takiego się stało. - powiedziała z pełnym współczuciem.
 - Nie martw się o mnie – uśmiechnęłam się i podałam jej mleko z lodówki.
    W tym samym momencie weszła Nessia z białą torbą na ramieniu.
 - Zjem tylko płatki – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
    Wiedziałam że ten uśmiech to tylko maska, przykrywka, nastroju pełnego smutku i żalu.
 - Na pewno chcesz iść dziś do szkoły? - powiedziałam próbując spojrzeć jej w oczy. - Wcale dzisiaj nie spałaś. Pewnie jesteś zmęczona.
 - Nic mi nie będzie.
 - Chcesz herbatę? - Zapytała Nessię zawsze serdeczna Esme.
 - Jasne. - odparowała z uśmiechem.
    Chwyciła miskę z płatkami i usiadła przy kuchennym blacie na wysokim krześle. Teraz dostrzegłam w pełni w co była ubrana. Zawsze mnie to ciekawiło. Codziennie zakładała coś innego.
    Miała na sobie obcisłe granatowe rurki, błękitną koszulę w białe kwiaty, rude kozaki. Wokół szyi miała białą chustę, na jednej ręce delikatną, kolorową, paciorkową bransoletkę. Na jej dekolcie dostrzegłam malutką szkatułkę, którą wczoraj dostała od Ojca.
    Nessia zawsze wyjątkowo się ubierała, jak Alice. Były jak dwie krople wody pod względem poglądów na temat mody. Nigdy nie mówiła o tym, ale wydaje mi się że w szkole jest ikoną mody.
    Kończąc swój nie wielki posiłek, wstała i chciała zanieść miseczkę do zlewu ale „babcia” ją wyręczyła.
 - Dzięki. - mrugnęła z uśmiechem do Esme.
 - Nie ma za co kochanie. - powiedziała „babcia” Nessi.
    Wiadomo było, że Ness sto razy bardziej wolała by napić się teraz świeżej krwi, ale takie śniadanie to była jej tradycja. Czasami, jak miała taki humor, jadła jeszcze do tego małe tosty, albo jabłko.
    Mała wyszła z kuchni, a ja i Esme za nią. W salonie nadal były prowadzone rozmowy. Alice w rekordowym tempie znalazła się przy nas.
 - Piękną masz koszulę! - Powiedziała z uśmiechem Alice.
 - Och... Dziękuję, Alice. A dzięki komu tak dziś pięknie się prezentuję? - zażartowała Ness.
   Alice odpowiedziała jej uśmiechem. Często lubiła kupować swojej siostrzenicy prezenty w postaci drobnych ciuszków.
 - Lecę do szkoły. - oznajmiła.
 - Wszyscy spojrzeli na Nessię wyrwani z rozmowy.
 - Może ja cię dzisiaj zawiozę? - zaproponował Edward.
 - Sama sobie poradzę, naprawdę. - zapewniła tatę.
 - No nie wątpię. - uśmiechnął się i podał Nessi jasnobrązową, krótką, skórzaną kurtkę.
 - Dziękuję. Cześć! - pożegnała się i wyszła.
   Dochodziło wpół do siódmej. Objęłam Edwarda w wliczym uścisku.
 - Coś się stało? - zapytał zaciekawiony.
 - Nie? To już nie mogę się przytulić do własnego męża? - Oczyściłam atmosferę tym żartem.
   Usłyszałam z jego ust cichy śmiech, a następnie jeszcze silniejsze odwzajemnienie mojego uścisku.
   Staliśmy na korytarzu poza zasięgiem wzroku innych, ale na pewno nie poza zasięgiem słuchu innych.
 - Kocham Cię. - Powiedziałam ni stąd ni zowąd.
 - A ty nawet nie wiesz jak bardzo ja Ciebie też – mówiąc to głęboko utkwił w moich oczach.
 - Będzie dobrze, damy sobie radę. - pocieszył mnie Edward.
 - Wiem. - Mówiąc to zaczęłam go namiętnie całować.

I jak wam się podobało? Jak myślicie co mogło się stać?

Komentujecie!!!

_____________________________
W czwartek (24.11.11) czeka na was miła niespodzianka ;>
_______________________