sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział III "Zarita" Ksiegi RENESMEE



Rozdział III


„Zarita”

    Życie czasami potrafi być takie podłe.  Masz wszystko, ale tak naprawdę nie masz nic. Zawsze jednak każdy ma nadzieję, że jest dobrze. Życie jest wspaniałe!

    Ale jednak ten entuzjazm mi się nie udziela.

    Siedziałam sobie na sofie pod oknem i patrzyłam na wschodzący księżyc, gdy do pokoju weszła Alice.

   Była ubrana w śliczną, błękitnie obłędną sukienkę i uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Z nieco zbyt małym zaangażowaniem odwzajemniłam ten gest, ale to już wystarczyło żeby Alice zrobiła nieprzyjemną minę.

   Odwróciłam się niepewnie do okna.  Jakoś nie miałam ochoty rozmawiać o moich problemach z Alice. Były zbyt… osobiste.

    Nie wątpiłam w to że moja przyjaciółka, a nawet ciocia, nie ma takiego doświadczenia. Bo przecież od wielu, wielu lat była z Jasperem.  Jednak perspektywa wylewania własnych uczuć na czyjeś barki, nie była przyjemna.

- Martwisz się. – to nie było pytanie. Alice znała mnie aż za dobrze.

- Nie. – wzruszyłam ramionami. W sumie to nie było kłamstwo. Nie byłam zmartwiona, tylko raczej smutna.

    Alice usiadła na sofie obok mnie. I z zastanowieniem spojrzała w moją stronę. Tak ze zmrużonymi oczami wyglądała jak małe, słodkie kociątko.

- Zamykasz się przede mną. – Milczałam. Właściwie to nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. – Zamykasz się przed wszystkimi, Ness.  Powiedz mi, co się dzieje? – No to koniec. Już muszę powiedzieć. Alice już taka była. Nie dawała czasu na wymyślenie jakiegoś niewinnego kłamstewka.

   Zrobiłam niewinną minę.

- Alice, wszystko w porządku. – uśmiechnęłam się niepewnie – Nie ma czym się martwić.

   Ciocia chyba mi nie uwierzyła, bo wstała i złapała mnie za obie dłonie. Spojrzała mi głęboko w oczy i z poważną miną pogłaskała mnie po policzku.

   Przeszył mnie jakiś dziwny dreszcz, jak zawsze gdy mnie dotykał jakiś członek rodziny. Byłam bardzo ciepła w porównaniu do nich. Właściwie to byłam gorąca nawet dla człowieka. Jak Jacob.

 - Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko – Alice wyrwała mnie z zamyślenia – Ktoś ci dokucza w szkole? – odwróciłam wzrok – wiesz że nie mogę zobaczyć twojej przyszłości. Jesteś dla mnie nie przeniknioną, wielką tajemnicą.

   Te słowa w pewien sposób mnie poruszyły. Teraz czułam się winna. Nie chciałam żeby mojej przyjaciółce było przykro z powodu mojej nieszczerości wobec niej. Zebrałam się w sobie i uniosłam otwartą dłoń do jej delikatnej i uroczej twarzy.

   Alice bez żadnego zdziwienia wtuliła w nią twarz. Pokazałam jej w pierwszej kolejności to jaki jest Owen. Wszystko co w nim dostrzegłam, jego słodkie delikatne rysy twarzy, zimno błękitne, duże i szczere oczy. Jego miękkie, bardzo jasne i trochę złotawe włosy. Piękny i osłabiający uśmiech. Zapierającą dech w piersi klasę, która sprawiała, że miękły mi kolana.

   Potem, wyrwawszy się z zadumy, myśli skupiłam na nadchodzącej imprezie, niemiłych kolegach Owena i wkurzającej Blasie.

   Odsunęłam rękę od jej buzi i z grobową miną spojrzałam na księżyc za oknem. Alice chyba nie miała pojęcia co powiedzieć i jak mi pomóc. Sama nie wiedziałam, a co dopiero ktoś inny.

- Ness…  Ja nie wiem co mam ci powiedzieć. – zachwiała się przez chwilę – Mam powiedzieć może twojej mamie? Albo…

- Nie! – Zerknęła na mnie zaskoczona. – Nie… mów, proszę.

   Zatrzymałam na niej zmartwione i zszokowane spojrzenie.

   Nie lubiłam tak gadać o moich problemach. Bo po co komuś zawracać głowę… Ale w tym przypadku chodziło o to, że chyba się wstydziłam tego jakie mam problemy. W sumie na pierwszy rzut oka, byłam śmieszna. Takie zagubione dzieciątko.

    Samej siebie zrobiło mi się żal.

- Dobrze, jak nie chcesz to nie będziemy o tym gadać. – uśmiechnęła się radośnie. – Wiesz co mi chodzi po głowie? – Zerknęła na mnie jak szalona.

   Całkowicie mnie tym zbiła z tropu.

   Błagalnie zawiesiła na mnie wzrok. Zaczęłam intensywnie myśleć. Nie rozumiem. Z tego jak ona teraz wyglądała, wywnioskowałam że znalazła w tej sytuacji coś zabawnego, czy miłego. Ja niestety w tym nic, nawet pozytywnego nie widziałam.

- No przecież jutro jest ta twoja impreza ! – w wyrazie euforii wstała i zakręciła się wokół własnej osi.

   A więc tak. To właśnie jest pozytywne, że jutro wszystko może się zmienić.



    Przez kilka godzin wieczornych, wraz z Alice, szukałam stroju na jutrzejszą imprezę.  Wybrałam idealnie dopasowaną, cekinową sukienkę na ramiączka, w kolorze morskiego błękitu. W ogóle miałam fioła na punkcie błękitu. Ciekawe dlaczego. Alice uznała, że do tej sukienki będzie pasować czarne, gładkie bolerko, ale i tak miałam zamiar założyć do tego prawie przezroczystą, lekką , białą koszulę. 

   Wpatrywałam się w biały, wysoki sufit, leżąc późnym wieczorem w łóżku. Rozmyślałam o szkole, biednej Cornelii i Owenie. W pewnej chwili przypomniał mi się dzień moich siedemnastych urodzin. Wtedy stało się coś naprawdę dziwnego. Moją mamę zaatakował blask księżyca. A może raczej księżyc próbował ja zabić. Bella to przecież jeszcze stosunkowo młody wampir i nie doświadczony. W sumie to nie ma ze sobą wiele wspólnego, ale jednak coś było.

   Kiedyś przypadkiem usłyszałam jak Carlisle rozmawiał z moim tatą . Mówił, że to jest bardzo dziwne i niebezpieczne. Lecz inne słowa przykuły moją uwagę. Powiedział, że już kiedyś coś takiego widział, ale myślał, że to tylko przedstawienie teatralne.

   „Pewnego razu, gdy byłem w Barcelonie natknąłem się na spory klan. Prowadzili teatr. Zaprzyjaźniłem się tam z starym wampirem o imieniu Juan Antonio, był właścicielem tego teatru i zawsze otwierał każde przedstawienie. Spektakle cieszyły się dużym powodzeniem i ludzie chętnie przychodzili oglądać perfekcyjną grę aktorską. Jego rodzina składała się z czterech kobiet i dwóch mężczyzn. Jednak nigdy nie byli ze sobą związani tak jak my. Tylko jedna z kobiet Zarita, odznaczała się większą uczuciowością i w pewnym sensie… romantycznością.  Były też nieziemsko piękne bliźnięta: Lorenza i Giovanna. Ich urok był tak silny, że nikt nie był w stanie się im oprzeć.  Jednak bardziej diabelską naturę miała Giovanna. Gdy upodobała sobie kogoś, to bawiła nim się tak długo dopóki go nie zabiła. Była również partnerka Juana Antonio, Yolande.  Pozostali –  dwoje mężczyzn, a właściwie chłopców nosiła imiona: Marcel i Alain. Nie byli oni rodzeństwem, ale ich charaktery były jak dwie krople wody.  Byli oni dość groteskowi w swoim wyglądzie, Marcel był niskim rudzielcem o szalenie zielonych oczach. Alain był całkiem inny. Jego miękkie, trochę przydługie, jasne włosy okalały delikatną twarzyczkę. Był dosłownie jak aniołek. Oczy miał niebieskie, tak jasne, że nawet wodniste.

   Któregoś jesiennego wieczoru, by zaspokoić swoją ciekawość, poszedłem na przedstawienie o… wampirach. Było dla mnie to coś niezwykłego, ponieważ byłem jeszcze stosunkowo młody. W sztuce występowali również ludzie, oczywiście później stawali się kolacją. Całość była nawet interesująca, ludzie zachwyceni, ale stało się coś dziwnego. W pewnym momencie na scenę padło pojedyncze pasmo światła księżycowego. Niczego nieświadoma, moja droga Zarita, zetknęła się z tym blaskiem. Jej przeogromny krzyk przeszył salę. Goście na Sali zaczęli bić brawa i wiwatować. Ja jednak wiedziałem, że coś jest nie tak. W kącie sali mignęły mi czarne, obszerne skrzydła. Zarita wiła się w bólu, a reszta aktorów nie wiedziała co robić. Wtedy Juan Antonio ukłonił się i zasłonił widowisko kurtyną.

    To wszystko wydało mi się dziwne, lecz niczego nie byłem pewny.”

    Niestety więcej nie usłyszałam. Czasami żałuję, że nie mam takiego dobrego słuchu jak inni członkowie mojej rodziny.

   Nie będę się nad tym zastanawiać dłużej. To pewnie jakiś idiotyczny zbieg okoliczności. Założyłam słuchawki na uszy i przy delikatnych nutach muzyki Debussy’ego.

  

   Szłam niesamowicie zieloną łąką. Przy głowie świergotały mi ptaki. Niebo nade mną było tak niebieskie, że bolały oczy. Czułam się szczęśliwa. Dotknęłam delikatnej trawy i położyłam się na niej jak na najmiększym łóżku.  W głowie nadal brzmiały mi nuty Debussy’ego. Ciepło słońca spowijało moją bladą skórę i wplatało się w kasztanowe włosy.

   Na niebie zaczęły tworzyć się delikatne obłoczki. Gdzieś zza moich pleców wyleciała chmara białych gołębi. Przyjrzałam im się dokładniej. Ich alabastrowe piórka, ku mojemu zdziwieniu, zaczęły zabarwiać się na czarno. Słońce natychmiast zaszło. Muzyka ucichła. Zerwał się wiatr i przenikliwe zimno owinęły moje ciało.

   Gwałtownie się podniosłam i natychmiast tego pożałowałam. Przede mną leżała nieprzytomna Bella, nad którą stał Owen. Spanikowałam i chciałam pomóc, podbiec, ale nie mogłam. Moje stopy i kostki oplotły jakieś pnącza, i nie mogłam wyrwać  się tej dzikiej roślinie. Oczy Owena były całkiem czarne i pałały wściekłością. Moja mama, jeszcze bardziej blada niż zwykle, bezwładnie leżała na jakimś gruzie, gdzie przed chwilą była piękna łąka.

   Z moich ust wydobył się cichy jęk.

 - Nie ufaj mi. – Owen podniósł na mnie wzrok i po jego idealnym policzku spłynęła lśniąca łza.

    Byłam przerażona. Tak przytwierdzona do podłoża, nie mogłam wykonać  żadnego ruchu.

    Nagle na niebie ukazał się olbrzymi księżyc w pełni. Ciało mojej mamy wygięło się w łuk. Zaczęłam krzyczeć. Nad Owenem zaczęło się unosić coś czarnego.

 - Nie ufaj mi. – Owen zniknął. – Nigdy.

    Ten głos uniósł się w mojej świadomości i odbił echem od mózgu.  Upadłam na kolana i ukryłam twarz w dłoniach.

   

   Leżałam nieruchoma w łóżku.  Uświadomiłam sobie sens mojego snu. Zaniosłam się płaczem. Bałam się własnego umysłu. Owen był zagrożeniem?

„Nie ufaj mi”

   Jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Cała poduszka była mokra od łez.

„Nigdy”

   Nagle mnie oświeciło.

   Przypomniała mi się wielka łza płynąca po jego policzku i załamanie w smutnym głosie.

   On nie jest zły. On potrzebuje pomocy.

Wstałam i otarłam łzy. Spojrzałam na siebie w lustrze. Miałam zarumienione policzki, łzy w kącikach czekoladowych oczu oraz włosy w całkowitym nieładzie. Wyglądałam jak jakaś biedna, zagubiona dziewczynka. I nawet się tak czułam.

   Odrzuciłam niesforne loki do tyłu. Muszę być silna. Nie jakiś tam mięczak. Poczułam, że mam władzę nad sobą i emocjami.

   Teraz i tego dnia całkowicie byłam pewna co będę robić.


I JAK SIĘ PODOBAŁO?/
Co myślicie o nadchodzącej imprezie?

/ Następny rozdział 19.01.2013(Sobota)

środa, 9 stycznia 2013

KONTYNUACJA PO DŁUGIEJ PRZERWIE !!!!!!

UWAGA!!!!!


PISANIE KSIĄŻKI ZOSTANIE KONTYNUOWANE PO DŁUGIEJ PRZERWIE!!!!

Już w tą sobotę (12.01.2013), zostanie dodany III rozdział z księgi RENESMEE. Na razie tytuł pozostanie tajemnicą, ale już wkrótce przekonacie się co zdarzy się w przyszłości młodej Nessie :)))

 

12.01.2013