Szłam pustym parkingiem i
mokłam w spowolnionym tempie. To było nie nienormalne. Musiałam z tym skończyć.
Byłam żałosna. Nie mogłam i nie chciałam go kochać. Owen był dla mnie czymś
nieosiągalnym i nawet nie chciałam tego celu osiągać.
Teraz powinnam wrócić do szkoły
i przeprosić dziewczyny, ale coś kazało mi zostać. Stałam i mokłam przy swoim
samochodzie. Moje kasztanowe fale napuszyły się i wydawały się niemożliwie
sprężyste. Nie lubiłam tego, zawsze rano moje włosy czesałam i prostowałam na gładko,
żeby za kilka sekund zaczęły się lekko falować. Wieczorem i tak już miałam
stalowe sprężynki. Taką fryzurę uważam za niechlujną i nieelegancką.
Ubranie miałam już
przemoczone do suchej nitki. Pod nosem nuciłam sobie piosenkę „Only hope” Mandy
Moore. Było mi trochę zimno i deszcz stopniowo zamieniał się w śnieg. W końcu
zaczął padać śnieg!
Tańczyłam na środku parkingu z rękami rozłożonymi na
boki, śpiewałam jeszcze głośniej. Na moich rozłożonych dłoniach szybko topniał
śnieg.
Ach! Ta moja intuicja.
Byłam tu sama, taka wolna
od obowiązków... od wszystkiego.
- Pięknie śpiewasz. - Ktoś powiedział za mną.
Odruchowo się
odwróciłam. To Owen. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Dziękuję. - Nie dałam po sobie jak on na mnie działa, jak
miękną mi kolana...
- Co tutaj robisz? - zapytał z zaciekawieniem.
Jaki on ma piękny
głos. Nie myślałam już wcale, tylko wpatrywałam się w jego błękitne obłędne
oczy.
- Co? - rzucił i zerknął na moje mokre ubranie.
- Ach... musiałam coś z samochodu wziąć. -
wymyśliłam na poczekaniu.
Muszę się opanować,
ogarnąć emocje. Spokojnie...
- A ty? - nie traciłam trzeźwego umysłu.
Dopiero teraz
dostrzegłam w jakiej jestem niezręcznej sytuacji.
Moje włosy były całkowicie
skręcone i całe w grubych płatkach śniegu. To dopiero było niechlujne.
- No... musiałem zobaczyć pierwszy śnieg! -
odpowiedział z entuzjazmem.
Jak on się pięknie uśmiecha. Mogę się
założyć, że widział mnie już od dłuższego czasu.
- Ty... jesteś Nessia, tak? - zapytał z oczywistych
powodów. Jasne, kurczę... chyba tylko on mnie w tej szkole nie zna.
- Tak.
- Ja... jestem Owen. - dodał z uśmiechem.
- Wiem. - odpowiedziałam szybko.
Jaki on jest uroczy.
W szkole praktycznie każdy
chłopak mnie znał. Zawsze wchodząc do szkoły napotykałam natrętne,
uwodzicielskie spojrzenia.
Moja paczka, czyli:
Cornelia, Cassie, Ian, David, Lizzi, Thamara, Adam, Jamie... no sporo tego.
Cieszę się z tego, że jestem taka popularna i lubiana. Właściwie mam to za nic.
Mam wrażenie że przyciągam ludzi na odległość.
- No... tak, - westchnął – Chodźmy do środka na
lekcje bo zmokniemy. - uśmiechnął się słodko.
Patrzył, na mnie z litością. Ach, te
ubranie...
- Jasne. - był taki opiekuńczy.
Podał mi swoją
kurtkę i poszliśmy do szkoły, oczywiście, ja tradycyjnie spóźniona. Kolejna
lekcja tym razem francuski. Bez Owena, ale przynajmniej mogłam się skupić.
Nie lubiłam
zbytnio francuskiego i do tego chodziłam na niego razem z Blasie. Nie wiem
dlaczego ona tak mnie nie lubi? Jedno jest pewne - z wzajemnością. Jedynym
pocieszeniem była Thami, która teraz z uwielbieniem wpatrywała się w Adama.
Byli by świetną parą.
Zamyśliłam się
chwilkę nad życiem. Byłam jedną z najdziwniejszych istot na Ziemi i nikt tego
nie zauważał. Natura jest dziwna... ale odważna i dokładna w każdym calu. Bo
kim ja niby jestem? Nikim. Potrafię patrzeć przed siebie, nie zwracając uwagi
na innych, jestem zdolna do odgrodzenia murem swojego umysłu. Doszłam już do
takiej perfekcji, że nawet tata ma trudności z odczytaniem moich myśli.
Czasami sobie tak myślę,
że wcale nie chcę takiego życia. Chcę wyjść na przestrzeń z Owenem w ramionach
i toczyć normalne życie u boku boskiego „anioła”.
Usłyszałam trzask na korytarzu.
To mnie wyrwało z transu. Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje na lekcji.
Jednak po minucie, dzięki mojemu niezawodnemu umysłowi i intelektowi...
(czasami miałam tego dość) doszłam do ładu.
W końcu
zadzwonił dzwonek. Pierwsza wyszłam z sali, ciężko oddychając. Wyszukałam
wzrokiem Cornii i Cassie, i weszłyśmy razem na stołówkę.
Usiadłyśmy koło reszty przy naszym stałym stoliku. Dosiadła się
Thami. - Znowu się spóźniłaś. - nie zapytała tylko stwierdziła
fakt.
-
Nom. - odpowiedziałam z kpiną w głosie.
- Cały
czas się spóźniasz – powiedziała Cassie – to się robi niebezpieczne.
Rozległ się krótki śmiech, ale Cassie,
Cornii i ja wiedziałyśmy o co chodzi.
Cassie była
wysoką szatynką o ciemno brązowych oczach, miała bardzo mądry wzrok i mówiła
tak jakby żyła na ziemi już długo...
- Oj tam... - zaczął Adam – Znowu się jej
czepiacie.
Adam był wysokim brunetem
o zielonych oczach, kiedyś się we mnie kochał i chyba nadal coś do mnie
czuje...
- Urządzam imprezę. - Rzucił David.
- Oo... świetnie. Która to już w tym
miesiącu? Dwudziesta? - Nabijał się z niego Jamie.
Jamie był moim
najlepszym przyjacielem, i … też był niezwykły.
Nie mówił za wiele, ale coś się w nim kryło, tajemniczego. Widać to było po
jego fiołkowych oczach i delikatnych rysach. Do tego był pociągającym szatynem.
- Ale nie no. Na serio. W tą sobotę. -
uśmiechnął się do mnie. Ja ze świetnym refleksem zaczarowałam czekoladowymi oczami
. - I wszyscy jesteście zaproszeni, oczywiście.
- Ha ha, ja też? Nie no dzięki stary. -
odezwał się za plecami Din, który przechodził koło naszego stolika. - na pewno
wpadnę – odpowiedział kpiąco do Davida.
W brązowych oczach Davida tliło się
zło. Miał piękne zmysłowe rysy twarzy. - Jasne. Wpadnij ze swoimi
kumplami! - zawołał za Dinem.
Nie lubili się. Za to
David i reszta z nas lubiliśmy kumpli Dina.
Ja najbardziej...
Owena. Dina nikt nie lubił. Może był przystojny i bogaty, ale do tego był
wredny, opryskliwy, dokuczliwy, rozpieszczony, puszczalski, plotkarski... i
mogę wyliczać tak w nieskończoność.
- David, spokojnie –
poradziła mu Lizzi.
Byli parą już dwa
lata. Liz, piękna błękitnooka blondynka, świetnie pasowała do mistrza sportu.
Chwyciłam swój sok
dietetyczny i zaczęłam go sączyć. Byłam trochę głodna, ale nie takim zwykłym
głodem... pragnieniem krwi.
- To co przyjdziecie? - ciągnął dalej David
o imprezie.
-
Jasne. Przyjdę z... dziewczynami. - Cornelia spojrzała w naszą stronę.
No
tak, w końcu nie może obiecywać, że przyjdzie z Ianem. Miała z nim zerwać, ale
nawet go dziś w szkole nie było.
- A... coś z Ianem? - zawahał się Adam.
- nie przyjdzie?
- Nie
wiem... to skomplikowane. - zatuszowała Cornii.
- A...ha – uśmiechnął się zakłopotany David
No cóż jego impreza już nieraz
nie wypaliła.
- A reszta? Adam to wiem, że
przyjdzie, a James? - David... już myślami komponował listę gości.
- No, jasne. Takiej impry nie
przepuszczę. - rozległ się krótki chichot.
- Thami? Przyjdziesz? - zapytał się małej,
czarnowłosej dziewczyny – chcesz to możesz przyjść z osobą towarzyszącą.
Thamara spojrzała na
Adama. Wspaniale. Może jak przyjdzie to Thami i Adam się zejdą.
- No dawaj. Zbawimy się. - zachęciłam drobną
dziewczynę.
- No... ok. - Thami nawet nie protestowała.
Nieźle mi poszło.
- No to już mamy sporą grupkę. Idę roznieść wieść
po szkole! - zaalarmował David, który wypuścił z objęć Lizzi.
Rozdzwonił się dzwonek na moją
ostatnią lekcję.
Ruszyłam wraz z
Cassie i Jamiem pod salę przedmiotów ścisłych. Chemię miałam wraz z Owenem. Jak
dostrzegłam go na końcu korytarza od razu zaczęłam się zastanawiać czy pójdzie
na imprezę do Davia.
Jak zawsze święta trójca:
Din, Owen i Paul. Wszyscy świetni sportowcy i za wszystkimi szalały dziewczyny.
Din wysoki brunet, który miał na krótko strzyżone włosy, Owen błękitne oczy i
blond włosy jak anioł oraz Paul, którego zielone oczy przyciągały na odległość
. Zmierzali w naszą stronę.
Musiałam się na te spotkanie
psychiczne przygotować.
- Cześć wam, witaj Ness. -
przywitał się Owen.
Miło, że mnie
tak wyróżnił, poczułam motyle w brzuchu.
- Hej... co tam? - zapytałam w
odpowiedzi.
- A, słyszeliśmy o imprezie w Davida i
wiecie chcielibyśmy pogodzić się z wami, bo niektórzy – zerknął na Dina – nie
potrafią, żyć w społeczeństwie.
Owen zawsze za nich przepraszał
i był taki... że, nie sposób mu odmówić.
- Jasne, ja już wam wybaczam. -
zaśmiała się Cassie.
- Impreza
Davida, więc do widzenia do Davida. - James, powiedział to i uśmiechnął się
szyderczo .
Zignorowałam Jamesa,
zawsze mu coś nie pasowało w tej trójce.
- To znaczy, że będziecie na imprezie? -
zapytałam szczerze zaciekawiona .
- No,
jak David się zgodzi. Prawda Din? - zakpił i zaśmiał się z Dina.
- Jasne.
Pięknie się
śmiał i uśmiechał. Tak... niewinnie i bosko.
Pani Climb, właśnie
otwierała salę.
- To... pewnie do zobaczenia na imprezie. -
Rzucił jakby wiedział, że David się zgodzi. Bo na pewno się zgodzi.
- Mam taką
nadzieję. - szepnęłam i myślałam że nikt mnie nie usłyszy, ale Owen idący trzy
metry przede mną, usłyszał. Odwrócił się i uśmiechnął.
To było dziwne, ale może miał bardzo dobry
słuch.
Usiadłam koło Cassie i Jamiego,
a za nami Owen z Paulem i Dinem. Zawsze siadali za mną, nigdy przede mną.
Próbowałam skupić się na lekcji, ale pewna osoba nie pozwalała mi na to.
Cieszyłam się bardzo, że Owen przyjdzie na imprezę. Przynajmniej sobie z nim
potańczę. Ta myśl przemierzała mój umysł i bujną wyobraźnię.
Widziałam jak tańczę z doskonałym
chłopakiem, na środku sali przy delikatnej muzyce, czułam jak mnie obejmuje i
przytula, jak jego hipnotyzujące oczy patrzą na mnie z miłością...
Znowu śniłam na jawie. Skup się skup.
Już tylko ta godzina i do domu.
Dziś jest piątek, więc jutro jest
sobota. Impreza. Jak dobrze pójdzie to cały wieczór spędzisz z Owenem, tylko
teraz się skup.
- To kto mi
wymieni kwasy beztlenowe? - zapytała się młoda nauczycielka.
Climb
miała rude fale do ramion, podobne do moich, tylko ona nie ma takich
naturalnych. Widać było ślady po lokówce. Zresztą... moje włosy teraz
przypominały bardziej spiralne liany w dżungli.
Jeszcze
tylko godzina... Jeszcze chwilka.